Kończąc paryskie opowieści zabieram
Was jeszcze na chwilę do Wersalu :) Pałac jest przepiękny, ogrody
jeszcze lepsze, nie wiadomo na czym zawiesić oko.
Niestety zanim nastąpi przejście
przez bramy, należy gdzieś zostawić auto... I z tym mieliśmy
spooory problem;)) W bliższej i dalszej okolicy zero wolnych miejsc,
a parking pod samym pałacem – 3e/h... No i na niego niestety
padło, choć i tak musieliśmy w samochodowej kolejce poczekać z
20min.
Wstęp do Wersalu dla osób poniżej 26
roku życia (i obywateli UE) jest za darmo, należy od razu kierować
się do wejścia, co też uczyniliśmy. Bileter ze śmiechem nie
omieszkał poinformować Michała, że tylko 3 dni mu zostały do
urodzin (a to zarazem oznacza koniec bezpłatnych wstępów) :)
Pałac robi ogromne wrażenie, wszystko
wygląda bardzo bogato i pięknie. Zwiedzić można mnóstwo komnat i
sal, wszystkie dokładnie są opisane, łącznie z informacją do
kogo należały:) Genialnie wyglądają freski na sufitach, mi
najbardziej do gustu przypadła biblioteczka – miała swój
klimat:) I sypialnia z wielkim łożem w kwiaty.
Ogrody są spore i bardzo zadbane,
idealne miejsce na przyjemny spacer. Zdziwiły mnie tłumy czekające
na 'tramwaj' ;) Mi by się nie chciało stać i czekać, już
wolałabym ten czas przeznaczyć na spacer o własnych nogach.
Zdecydowanie jest tutaj co oglądać, z
czego korzysta wieele ludzi i tłumy są ogromne. Zresztą właśnie
w tym miejscu spotkaliśmy po raz pierwszy Polaków we Francji ;)
Będąc w Paryżu nie można nie przyjechać do Wersalu, i choć
zwiedzenie wszystkiego nie zajmuje szczególnie wiele czasu, na pewno
warto (a może właśnie tym bardziej warto;)). Kolejką (RER) z
centrum Paryża dojazd zajmuje chwilę.
Po Wersalu mieliśmy pojechać do
Doliny Loary, ale nastąpiła nieoczekiwana zmiana planów i wszyscy
zgodnie stwierdziliśmy, że wolimy udać się prosto do Bretanii :)
To był świetny pomysł!
Co prawda początkowo zakładane
miejsce naszego noclegu nie wypaliło, bo najzwyczajniej w świecie
nie spodobała nam się okolica i widok na ocean (w miejscowości
Penestin), na szczęście jednak pojechaliśmy 130km dalej wybrzeżem
i dojechaliśmy do widoków zapierających dech w piersiach;)
Jesteśmy w Clohars-Carnoet, w
departamencie Finistere, i jest tutaj przepięknie. I te wszystkie
urwiska i skały nad oceanem, i plaże, i miasteczka, wszystko ma
swój nadzwyczajny klimat i stwierdziliśmy, że podoba nam się
tutaj w równym stopniu co w Paryżu, naprawdę:) Jest również
cisza i spokój, nie ma za wielu turystów, więc możemy się
delektować spacerami czy bretońskimi specjałami. Popularnego tu
cydru również nie omieszkaliśmy spróbować;)
Pogoda nie jest zachwycająca, tzn.
byłoby ciepło, gdyby nie spory wiatr, ale za to mamy na campingu
kryty basen z podgrzewaną wodą (!), więc to nam zdecydowanie
wynagradza braki w kąpielach w oceanie:) Choć spróbujemy i w nim się zanurzyć, zobaczymy czy się uda :)
Zostajemy tutaj do piątku, potem
ruszamy dalej do Rennes i na Alabastrowe Wybrzeże:) Dzisiaj
pojechaliśmy 60km na południe zwiedzić pewną znaną bretońską
miejscowość, ale o tym następnym razem:)
Kolejne zakupy również porobione, ale
i o tym w następnym wpisie;)
Szykuję też wpis podsumowujący
wyjazd do Paryża, który obiecałam, myślę, że w tym tygodniu się
pojawi. Po zakończeniu naszych wakacji na pewno też postaram się
napisać podsumowanie całego wyjazdu do Francji.
Podoba mi się ta Wasza francuska przygoda :)
OdpowiedzUsuńAle tam pięknie!
OdpowiedzUsuńpięknie:)
OdpowiedzUsuń