Zabierałam się za nie hmm z półtora roku. Taak, czasem mój zapał kończy się na zakupieniu potrzebnych produktów lub zapisaniu przepisu;-)
W końcu jednak się zmobilizowałam i voila, w parę minut balsam w kostce gotowy!
Przepis BARDZO prosty, fajna zabawa i ta duma ze zrobienia własnego kosmetyku ;-)) W każdym razie w wolnej chwili polecam, szczególnie, że w dobie naturalnej pielęgnacji i włosomanii, potrzebne składniki ma się w domu, a zrobienie całość (nie licząc stygnięcia) zajmuje dosłownie chwilę.
Inspiracją były chyba kostki z Lusha: https://www.lush.co.uk/products/massage
Składniki (ja używałam łyżki do odmierzania):
1,5 części wosku pszczelego (tam gdzie sprzedają miody, mają zazwyczaj i woski:))
1,5 części masła shea/kakaowego
1 część oleju (np. kokosowego)
0,5 części innego oleju (użyłam z orzechów włoskich; można pominąć)
do ozdoby: lawenda (u mnie prosto z ogródka, ale można kupić w zielarniach suszone kwiaty)
Przygotowanie:
Najgorsza część, czyli podzielenie wosku na mniejsze kawałki. To zajęło mi najdłużej ;)
Jak już się z tym uporamy, topimy wosk w mikrofali. Dodajemy pozostałe składniki, mieszamy (jeśli nie chcą się rozpuścić można jeszcze chwilę wszystko podgrzać).
Do wcześniej przygotowanej formy (ja użyła silikonowej) wrzucamy dla ozdoby lawendę (mogła jej wrzucić więcej) i zalewamy masą.
Wszystko musimy robić szybko, bo wosk szybko tężeje. Odczekujemy parę godzin i kostka gotowa.
Ładnie zapakowane kostki mogą być też fajnym pomysłem na prezent.