piątek, 28 czerwca 2013

Wyjazd do Paryża - podsumowanie. Co, jak i gdzie?

Z Paryża wyjechaliśmy już ponad tydzień temu, czas na podsumowanie, o które mnie proszono :) Pokochałam te miasto jeszcze bardziej i wiem, że na pewno tu jeszcze wrócę!


NOCLEG
Spaliśmy na campingu La Beau Village *** ok 20km od Paryża. Campingów w samym Paryżu chyba nie ma, wszystko jest właśnie na obrzeżach, a i tak nie jest tego za wiele.
Za noc płaciliśmy 30 euro (4 osoby, pies, auto, namiot i prąd). Mieliśmy w tym też darmowy internet.
Nie decydowaliśmy się na nocleg w samym Paryżu, bo raz – jechaliśmy autem, a tam jest bardzo ciężko z wolnymi miejscami parkingowymi, a dwa - musielibyśmy za nie płacić, co już nam się nie kalkulowało. Druga sprawa noclegi w hotelach czy nawet hostelach są piekielnie drogie, a warunki nie są wcale jakieś super;) Nawet pomimo płacenia za dojazdy wyszło nas to wszystko taniej niż spanie w samym mieście.
A sam camping jest duży, place na namioty są oddzielone od siebie, toalety czyste i zadbane, do tego darmowy internet. Jesteśmy zadowoleni:)
Aha, zaopatrzcie się w przejściówki, bo mają tutaj we Francji inne kontakty;)


KOMUNIKACJA MIEJSKA
Kolejką (RER) do samego centrum (przystanki przy Notre Dame, Wieży Eiffel, itp.) jechało się ok 30min. Stacja była ok 700m od campingu. RER jeździ bardzo często, chyba ani razu nie czekaliśmy dłużej niż 10min. Uważajcie jednak i dokładnie patrzcie na oznakowania, bo każda kolejka ma swoje imię (Sara, Lara, etc) i każda ma stację końcową w innym miejscu. Metro jest lepiej oznaczone;)
W weekendy można kupić bilet dla osób poniżej 26 roku życia i kosztuje on (na strefy 1-5) 7,85e / dzień. W dni robocze kupowaliśmy karnety po 10 biletów za 38,8e (na RER, metro, busy). Na jednym bilecie można się przesiadać, więc w zasadzie dojedziecie w każde miejsce w Paryżu;) Dziennie zużywaliśmy po dwa bilety na osobę, więc niedużo. Takie same karnety można kupić również na same metro, wtedy kosztują bodajże ok. 13e za 10 biletów.
W samym Paryżu można poruszać się już ze spokojem pieszo, odległości między zabytkami i miejscami wartymi zobaczenia nie są wielkie.
Strona paryskiej komunikacji: http://www.ratp.fr (również po angielsku). Znajdziecie tam m.in. mapki metro i aplikacje na telefon.


ZWIEDZANIE
Jeśli chodzi o zwiedzanie... Polecam koniecznie wybrać się przed ukończenie 26 roku życia;) My właśnie tak zrobiliśmy, Michałowi zostało parę dni do urodzin podczas pobytu w Paryżu. Dzięki temu w zasadzie wszędzie mieliśmy darmowy wstęp, jedynie za wjazd na Wieżę Eiffela trzeba było zapłacić (8,5e na II p, na ostatnie bodajże 14e). Normalnie prawie wszędzie wstęp kosztuje ok 10e. Niestety w większości miejsc nie ma żadnej informacji, że osoby poniżej 26 lat mają darmowe wejście, więc trzeba chodzić do punktów informacji i pytać. W niektórych miejscach wystarczy pokazać dowód/paszport, w niektórych trzeba wziąć z kasy specjalny bilet.
Dla osób powyżej 26 roku życia są specjalne karty, ale niestety nie znam szczegółów, bo mnie nie interesowały. Choć podobno jakoś specjalnie nie opłaca się ich kupować. Polecam też: http://www.fly4free.pl/paryz-zwiedzanie-za-darmo-muzea-darmowy-wstep/


Co warto moim zdaniem zwiedzić? Są oczywiście punkty nie do ominięcia typu Wieża Eiffela czy Łuk Triumfalny, ale niektóre miejsca można moim zdaniem sobie darować – np. Centrum Pompidou czy Cmentarz Montparnasse. Oczywiście wszystko zależy od Waszych upodobań.
My podczas tego pobytu nie byliśmy w dzielnicy Montmarte i łacińskiej, zostawiliśmy to sobie na kolejny wypad;) Całą resztę udało nam się zwiedzić, choć Luwr trochę 'po łebkach'. Tam również koniecznie wrócimy i poświęcimy na te muzeum cały dzień.
Przede wszystkim wspaniałe jest samo spacerowanie po Paryżu, który jest piękny i zdecydowanie ma swój wyjątkowy urok i klimat:)


Jeśli chodzi o przewodniki, BARDZO polecam 'Spacerem po Paryżu' National Geographic. Są opisane dokładne trasy po wszystkich najważniejszych częściach tego miasta, w nich zawarte wszystko co warte odwiedzenia. Do tego informacje o rozrywce, targach czy zakupach w Paryżu. Moim zdaniem przewodnik jest wart kupienia, używaliśmy go non stop.

JEDZENIE
Knajp i kawiarni jest mnóstwo na każdym kroku, czy to na głównych, czy to na bocznych uliczkach. Ceny są przeróżne, możecie dostać piwo za 3e/0,5l, jak i za 6,5e/0,33l ;) Obiad spokojnie można zjeść w granicach 12e/os, jest to najczęściej 'menu dnia'. My za 11,3e dostaliśmy danie główne, deser i napój – byliśmy w restauracji Monte Carlo, o której już wspominałam i polecam raz jeszcze (300m od Łuku Triumfalnego).
Nie można też nie spróbować les crepes, czyli przepysznych naleśników, sprzedawanych na każdym kroku. Ceny są różne - od 2e wzwyż (w knajpach oczywiście najdrożej). Ja uwielbiam z nutellą, Michał spróbował z crem de marrons, czyli kremem z kasztanów i też mu smakowało. Beurre to czyste masło, nie zdziwcie się;)
Oczywiście równie sporo jest cukierni i piekarni, ceny przeróżne. W samym centrum potrafią również być markety typu Carrefour czy Leader Price. Na śniadanie do bagietki polecam serek Boursin, pyyycha! Bardzo żałuję, że nie ma go w Polsce.
Bagietka to koszt ok 0,5-1e, serek 1,5e, pomidory 1,5-2e/kg, serki pleśniowe ok 2e. Woda ok 0,5e, Coca-Cola ok 1,4e (ceny z marketów).



ZAKUPY
Blog urodowy, więc nie mogę nie wspomnieć o zakupach:)) Tak jak już pisałam wcześniej, we Francji nie ma typowych drogerii, jak u nas Rossmann czy Natura. Kosmetyki można kupić w aptekach (których jest mnóstwo na każdym kroku), w marketach (Carrefoure, Intermarche, itp.) oraz w Sephorach/Marrionaud.
Znajdziecie też oczywiście salony MACa, Kiko i LUSHa. Z tym, że ten ostatni jest bardzo drogi w porównaniu do UK, dlatego ja zakupy tam sobie odpuściłam.
W aptekach jest mnóstwo promocji, niektóre są bardzo opłacalne, są oczywiście marki dostępne w Polsce jak Bioderma czy Avene, ale i mnóstwo innych, których w naszym kraju się nie uświadczy.
Sephory są ogromne (przynajmniej te 3, w których ja byłam), szczególnie polecam tę na Polach Elizejskich. Markę Bourjois za to mają tylko w centrum handlowych Les Halles, w pozostałych dwóch nie było i odsyłali mnie właśnie tam. Są tutaj oczywiście marki, których w Polsce nie ma, czyli np. NARS (róż kupiłam za 30e) i parę innych. W Sephorze również znalazłam MACa, którego ceny są niższe niż w Niemczech (do Polski nie mam porównania) o parę euro.
W marketach również jest bardzo duży wybór kosmetyków, znowu w większości takich, których w naszym kraju nie znajdziemy. Wszędzie można dostać oczopląsu;)) Cenowo jest przeróżnie, są i tańsze, i droższe marki.
Moje zakupy można obejrzeć w poprzednich postach, na bieżąco wszystko wrzucałam:) I zapewne jeszcze coś się pojawi.



Sklepów z pamiątkami w Paryżu jest ogromna ilość, nie warto robić zakupów w pierwszym napotkanym, bo gdzie indziej zapewne znajdzie się taniej. Mój brat kupił sobie szalik PSG za 15e (przy Pompidou), a pierwszego dnia pobytu we wszystkich sklepach był za 25e, czyli 10e różnicy (ok 44zł) – sporo. To samo breloczki Wieży Eiffela, najtaniej było pod samą wieżą (10szt za 3e) i pod Notre Dame (10szt za 2e). Za moją różową wieżę zapłaciłam 2,5e, a w innych miejscach była po 5-6e...


INNE
Pogoda była bardzo zmienna, rano potrafiła być ogromna burza, a potem upał 40st... Także trzeba być przygotowanym na wszelkie okoliczności;)

Jak wyjazd autem to i oczywiście tankowanie;) Więcej na ten temat rozpiszę się w poście podsumowującym cały wyjazd do Francji, teraz napiszę tylko tyle, że tutaj na obrzeżach Paryża jest najtańsze paliwo, tańsze niż w Belgii czy Niemczech. Wychodzi ok 6,25zł/l za 95.
O samym dojeździe do Francji autem też kolejnym razem;)


To chyba by było na tyle... Jeśli macie jeszcze jakieś pytania to piszcie śmiało, odpowiedzi na nie zawrę w kolejnym 'podsumowującym' wpisie.
Continue Reading...

środa, 26 czerwca 2013

Bretońskie obeliska i francuskie ZAKUPY! :))


W poniedziałek wybraliśmy się do miasteczka Carnac, które zasłynęło przede wszystkim z... obelisk, które nasi przodkowie wiele tysięcy lat temu umieścili na polanie i tak sobie stoją do dziś. Do dziś też nie wiadomo z jakiego powodu one tam stoją, niektórzy tylko próbują się domyślać, że chodziło o jakieś rytuały religijne.
W każdym razie wsiedliśmy w auto i obraliśmy kierunek południe, po godzinie jazdy byliśmy na miejscu. I szczerze się zdziwiliśmy;) Wszyscy myśleliśmy, że obeliska są duże, coś w stylu Stonehage, a okazało się, że kamienie w większości nie są wyższe niż jakiś metr. Zaledwie kilkanaście było wyższych od człowieka. Co nie zmienia faktu, że robią wrażenie imponujące, jest ich mnóstwo, poustawianych w równych rządkach. Ciekawe co to wszystko miało na celu.
Sam Carnac jest maleńki i w zasadzie oprócz obelisk to jest jeszcze tutaj tylko muzeum prehistorii (nie wchodziliśmy) i plaże. My akurat trafiliśmy na odpływ;)
 




W drodze powrotnej na camping zajechaliśmy do Lorient zobaczyć stadion i zrobić zakupy. Lorient w czasie II wojny światowej zostało porządnie zbombardowane i zniszczone zostało ok 90% miasta, także nie ma tu zbyt wiele do oglądania.
Na zakupy skoczyliśmy do Carrefoura, kupiliśmy produkty na grilla i inną spożywkę. Trafiłam również na genialną promocję i dokupiłam sobie moje ulubione tutejsze żele pod prysznic na zapas. Jedną sztukę kupiłam już w Paryżu, zachęcił mnie do tego Michał, bo żel pachnie tak intensywnie i realistycznie, że nie można go nie kupić;) Z racji dobrej ceny dokupiłam jeszcze kolejne dla siebie i wzięłam też dla mamy i babci;) Jeśli będziecie we Francji, koniecznie się nimi zainteresujcie! Do tego w aptece dorwałam krem Uriage niedostępny w Polsce, a do niego gratis żel myjący do twarzy:)
Z wcześniejszych niepokazywanych zakupów to jeszcze maseczka do twarzy Le Petit Olivier:) Jeszcze mam w planach tylko dwa kosmetyki i będę w pełni usatysfakcjonowana.


To tyle, my lecimy na les crepes (naleśniki) nad oceanem do miasteczka obok:)


Continue Reading...

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Wersal i pierwsze dni w pięknej Bretanii... :)

Kończąc paryskie opowieści zabieram Was jeszcze na chwilę do Wersalu :) Pałac jest przepiękny, ogrody jeszcze lepsze, nie wiadomo na czym zawiesić oko.
Niestety zanim nastąpi przejście przez bramy, należy gdzieś zostawić auto... I z tym mieliśmy spooory problem;)) W bliższej i dalszej okolicy zero wolnych miejsc, a parking pod samym pałacem – 3e/h... No i na niego niestety padło, choć i tak musieliśmy w samochodowej kolejce poczekać z 20min.


Wstęp do Wersalu dla osób poniżej 26 roku życia (i obywateli UE) jest za darmo, należy od razu kierować się do wejścia, co też uczyniliśmy. Bileter ze śmiechem nie omieszkał poinformować Michała, że tylko 3 dni mu zostały do urodzin (a to zarazem oznacza koniec bezpłatnych wstępów) :)



Pałac robi ogromne wrażenie, wszystko wygląda bardzo bogato i pięknie. Zwiedzić można mnóstwo komnat i sal, wszystkie dokładnie są opisane, łącznie z informacją do kogo należały:) Genialnie wyglądają freski na sufitach, mi najbardziej do gustu przypadła biblioteczka – miała swój klimat:) I sypialnia z wielkim łożem w kwiaty.
Ogrody są spore i bardzo zadbane, idealne miejsce na przyjemny spacer. Zdziwiły mnie tłumy czekające na 'tramwaj' ;) Mi by się nie chciało stać i czekać, już wolałabym ten czas przeznaczyć na spacer o własnych nogach.



Zdecydowanie jest tutaj co oglądać, z czego korzysta wieele ludzi i tłumy są ogromne. Zresztą właśnie w tym miejscu spotkaliśmy po raz pierwszy Polaków we Francji ;) Będąc w Paryżu nie można nie przyjechać do Wersalu, i choć zwiedzenie wszystkiego nie zajmuje szczególnie wiele czasu, na pewno warto (a może właśnie tym bardziej warto;)). Kolejką (RER) z centrum Paryża dojazd zajmuje chwilę.

Po Wersalu mieliśmy pojechać do Doliny Loary, ale nastąpiła nieoczekiwana zmiana planów i wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że wolimy udać się prosto do Bretanii :) To był świetny pomysł!
Co prawda początkowo zakładane miejsce naszego noclegu nie wypaliło, bo najzwyczajniej w świecie nie spodobała nam się okolica i widok na ocean (w miejscowości Penestin), na szczęście jednak pojechaliśmy 130km dalej wybrzeżem i dojechaliśmy do widoków zapierających dech w piersiach;) 




Jesteśmy w Clohars-Carnoet, w departamencie Finistere, i jest tutaj przepięknie. I te wszystkie urwiska i skały nad oceanem, i plaże, i miasteczka, wszystko ma swój nadzwyczajny klimat i stwierdziliśmy, że podoba nam się tutaj w równym stopniu co w Paryżu, naprawdę:) Jest również cisza i spokój, nie ma za wielu turystów, więc możemy się delektować spacerami czy bretońskimi specjałami. Popularnego tu cydru również nie omieszkaliśmy spróbować;)
Pogoda nie jest zachwycająca, tzn. byłoby ciepło, gdyby nie spory wiatr, ale za to mamy na campingu kryty basen z podgrzewaną wodą (!), więc to nam zdecydowanie wynagradza braki w kąpielach w oceanie:) Choć spróbujemy i w nim się zanurzyć, zobaczymy czy się uda :)




Zostajemy tutaj do piątku, potem ruszamy dalej do Rennes i na Alabastrowe Wybrzeże:) Dzisiaj pojechaliśmy 60km na południe zwiedzić pewną znaną bretońską miejscowość, ale o tym następnym razem:)
Kolejne zakupy również porobione, ale i o tym w następnym wpisie;)
Szykuję też wpis podsumowujący wyjazd do Paryża, który obiecałam, myślę, że w tym tygodniu się pojawi. Po zakończeniu naszych wakacji na pewno też postaram się napisać podsumowanie całego wyjazdu do Francji.



Continue Reading...

środa, 19 czerwca 2013

Paryż - dzień IV :)) i znowu zakupy!:)

No i kolejny dzień w Paryżu za nami, jak się okazało jednak ostatni :) Udało nam się już zwiedzić wszystko co chcieliśmy, więc dzisiaj poświęcamy czas na odpoczynek;) Jutro jeszcze mamy tylko w planach Wersal, a potem ruszamy w dalszą drogę.


Wtorek minął pod znakiem St. Germain. Zaczęliśmy od cmentarza Montparnasse, którego nie polecam, mi się nie podobał i dość szybko stamtąd uciekliśmy.
Piękny za to jest Ogród Luksemburski, zdecydowanie warto się wybrać. Na dłuższą chwilę przystanęliśmy przy polu do gry we francuskie boule. Naprawdę miło się oglądało i w ogóle genialny pomysł z takim miejscem! Nawet była prowizoryczna 'szatnia' na kurtki, itp dla osób, które miały ochotę zagrać. Oczywiście kule również były ogólnodostępne.
Pałac Luksemburski również wygląda pięknie, do środka nie wchodziliśmy.




Dalej poszliśmy na most miłości;) z tysiącem kłódek, sami nie omieszkaliśmy jednej zakupić i powiesić:) Świetnie to wygląda, naprawdę jest ich tam zawieszonych mnóstwo! Niedługo miejsc zabraknie;) W drodze na most przeszliśmy się pchlim targiem (ależ drogo) i zahaczyliśmy o dwa potężne kościoły.



Chwycił nas głód i przede wszystkim pragnienie zimna – we wtorek w Paryżu termometry pokazywały 40st! Także zrobiliśmy sobie dłuższy przystanek w knajpie. Potem na szybkie zakupy do Sephory, gdzie dorwałam swój pierwszy róż Narsa, oczywiście wzięłam Orgasm;) I do tego brązujący mus z Bourjois z letniej edycji limitowanej. Chciałam bazę brązującą Chanel, ale niestety nie mogłam w żadnej Sephorze znaleźć, więc padło na Bourjois. Zobaczymy jak się spisze:) 


Na sam koniec dnia pojechaliśmy w końcu zobaczyć katedrę Notre Dame. Niestety do środka nie udało się nam wejść, bo przyjechaliśmy za późno, ale i od zewnątrz robi wspaniałe wrażenie. Dzień zakończyliśmy zimnym francuskim piwkiem;)


Dzisiaj już mamy za sobą zakupy w Carrefourze, skoczyliśmy z rana po produkty na śniadanie. Do koszyka wpadła jeszcze odżywka do włosów Le Petit Marseiliais oraz woda termalna(?) Evian, zdecydowanie przydatna rzecz w trakcie tych upałów! Wczoraj zużyłam bardzo szybko odświeżający spray Balea...
 

Dzisiaj znowu rano wielka ulewa, a teraz ogromny upał. Dziwna ta pogoda w Paryżu;)

Na koniec zakupy, o których wcześniej wspominałam: 




Continue Reading...

wtorek, 18 czerwca 2013

Paryż - dzień III + zakupy!:))

Piszę już tego posta po raz drugi, za pierwszym laptop postanowił się zawiesić i nic się nie zapisało...

Tak jak wspominałam poprzednio, poniedziałek przywitał nas bardzo deszczowo. Choć i to mało powiedziane;) Ubraliśmy się, więc w kurtki i bluzy, a po przyjechaniu do centrum Paryża zrobiło się... upalnie. Masakra;)
Zaczęliśmy znowu od centrum handlowego Les Halles, gdzie dopadłam Kiko:D Kupiłam morelowy i miętowy piaskowy lakier za całe 2,5e/szt :)) Z ciekawości zajrzałam też do New Looka, którego nie ma w Poznaniu, ale drogo;) Wolę Primarka;)



Dalej ruszyliśmy brzegiem Sekwany do Luwru, a tam czekała na nas kolejka. Stanie w tym ukropie było straszne, na szczęście wszystko szło bardzo szybko do przodu, więc po niecałych 30min weszliśmy do środka. A tam... tłum, tłum, tłum;) Nie było najmniejszych szans na spokojne oglądanie, a dostanie się w okolice Mony Lizy prawie niewykonalne;) Ale i to odhaczyliśmy na naszej liście 'do zobaczenia' :) Obeszliśmy jeszcze kawałek Luwru i się stamtąd zmyliśmy, postanawiając, że kiedyś tu wrócimy i poświęcimy temu muzeum zdecydowanie więcej czasu.



Poszliśmy Rue de Rivioli w kierunku ogromnego Placu Zgody, mijając po drodze Park Tuileries, ale na dłuższe z nim zapoznanie nie mieliśmy za bardzo siły, na chwilę tylko przycupnęliśmy w cieniu. Czekało nas jeszcze przejście całych Pól Elizejskich, co przy upale i obcierający mnie butach nie było zbyt miłym przeżyciem, pewnie dlatego jak na razie jest to najmniej mile zapamiętane przeze mnie miejsce w Paryżu;)) Zwróciła moją uwagę jedynie olbrzymia Sephora, wielkości Lidla czy Biedronki;) Robiła wrażenie, nie omieszkałam wejść oczywiście:)
Pod Łukiem Triumfalnym porobiliśmy zdjęcia, już nie wchodziliśmy na górę, bo widoki na Paryż mieliśmy i z Wieży Eiffela, i z Pompidou, stwierdziliśmy, że wystarczy;) Szczególnie, że byliśmy piekielnie głodni, więc nasze kroki skierowaliśmy do polecanej mi knajpy Monte Carlo. Zjadłam przepysznego indyka w sosie, do tego owocowy deser i napój, a za to wszystko zapłaciłam jedynie 11,3e! Zdecydowanie polecam, restauracja znajduje się zaraz obok Łuku Triumfalnego (stojąc na Polach trzecia ulica po prawej, obok McDonalda).



Po zjedzeniu wróciliśmy kolejkami na camping, a stamtąd na szybkie zakupy w Carrefourze. Uwielbiam robić spożywcze zakupy w innych krajach, jest zawsze tyle rzeczy niedostępnych w Polsce... :) Kupiliśmy między innymi waniliową Coca Colę, babeczki Milka, czy shake'i Mars/Bounty, itp. :D Do tego np. francuski Camembert czy Quiche Lorraine w wersji mini na próbę oraz serek do porannej bagietki:) Michał wyhaczył płytę z francuskimi starymi hitami za 3e;) A ja nie omieszkałam zrobić kosmetycznych zakupów. Na razie wzięłam rzeczy, których nie mam i marek, których w Polsce nie ma, czyli płyn do demakijażu Diadermine oraz pomarańczowa woda kolońska Nectar of Nature. Jeszcze jednak mam zamiar tu wrócić, muszę tylko dobrze zastanowić się co potrzebuję:) Wybór jest bardzo duży.




Dzisiaj ciąg dalszy zwiedzania, miłego dnia! :)

ps. Przepraszam, że nie odpowiadam na komentarze, bardzo jednak za wszystkie dziękuję! :) Niestety internet na campingu nie grzeszy prędkością, szczególnie jak korzysta więcej osób i ciężko jest tu cokolwiek robić. Na wszystkie komentarze odpowiem po powrocie:)
Continue Reading...