środa, 29 grudnia 2010

Mydełko Aloe Vera z Rossmanna - recenzja


Rossmann Reine Pflanzenol-seife Aloe Vera


Jakby mi kiedyś kto powiedział, że będę myła twarz mydłem w kostce, to bym go mocno wyśmiała. ;-)) Ja nawet miałam opory przed używaniem ich do mycia rąk.
Jednak pewnego wolnego popołudnia trafiłam na wątek o Naturalnych mydełkach (wcześniej już czytając co nieco na ten temat na zagranicznych blogach) i tak się wkręciłam, że cały Internet przejrzałam, a następnego dnia pobiegłam do Rossmanna zakupić trzy polecane na początek, bo ja w gorącej wodzie kąpana jestem i musiałam mieć coś 'na już'.

Oczyszczanie twarzy to moja zmora, 95% dostępnych na rynku i testowanych przeze mnie żeli mnie wysuszało i/lub zapychało. Tragedia... Od paru miesięcy jednak myłam twarz płynem micelarnym i w zasadzie mi się to bardzo dobrze sprawdzało, ale... lubię testować i próbować nowych rzeczy. :P

Kupiłam trzy rodzaje mydeł w Rossmannie - miodowe, aloe vera i oliwkowe, na razie od półtora tygodnia testuję jeden - ten 'aloe vera'.

Sprawuje się naprawdę świetnie, kompletnie się tego nie spodziewałam. Przede wszystkim nie wysusza mnie, a tego bałam się najbardziej. Za to bardzo ładnie radzi sobie z wszelkimi niedoskonałościami, stare zanikają, a nowe się nie pojawiają. Choć oczywiście stosuję również inne kosmetyki, więc to nie tylko zasługa mydła, ale na pewno się do tego w jakiejś mierze przyczynia.

Mydło się prawie nie pieni, co mi nie przeszkadza akurat, tym bardziej, że i tak szybko i bezproblemowo zmywa makijaż. Po użyciu skóra jest taka 'tępa', jak to po mydle, ale nie wysuszona. Wystarczy przemyć twarz hydrolatem/tonikiem czy wklepać krem i takie uczucie mija. Zapach... no mydła po prostu. ;D Nie jest jednak jakiś bardzo uciążliwy. ;)


I największy plus - nie wiem jak to mydło tego dokonało, ale świecenie mojej twarzy zredukowało się bardzo. Kiedyś nie miała miejsca sytuacja, że mogłabym nie użyć pudru na podkład, teraz bardzo często w ogóle go nie stosuję, bo cera jest tak ładnie matowa przez dłuższy czas. Miła niespodzianka.

Jedyny minus to wielkość mydła, chyba bym musiała przez cały dzień nim się myć i wszystkie części ciała, żeby być w stanie go zużyć. ;-) Tym bardziej, że już dokupiłam kolejne mydełka, tym razem o wiele bardziej naturalne, bo z Organique, i jeszcze szykuje się do zamówienia internetowego. Chyba będę musiała je jakoś pokroić na mniejsze kawałki, żeby wszystkie mi się na jednej mydelniczce zmieściły. ;P

Składu niestety nie wrzucę, bo zdążyłam wyrzuć opakowanie, ale podobno jest niezły, krótki, naturalne składniki...

Cena: ok 2zł za 100g
Dostępne w Rossmannie

Jestem bardzo ciekawa innych mydeł, szczególnie tych naturalnych najbardziej polecanych typu Aleppo czy afrykańskie czarne. Choć myślę, że takie Rossmannowe są całkiem niezłe na początek, chociażby żeby sprawdzić czy taka forma mycia nam w ogóle pasuje. Bo jakby co, stracimy tylko 2zł, a nie 15zł. :P

A Wy myjecie twarz mydłem w kostce? Jak się na to zapatrujecie? Znacie może coś godnego polecenia? Chętnie popróbuję. :-)
Continue Reading...

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Kremy do rąk :-)


Przy okazji wpisu o Garnierze, obiecałam skrobnąć coś o pozostałych używanych przeze mnie kremach do rąk.

Aktualnie z przyjemnością 'męczę' dwa kremy (+ Garnier oczywiście):
Ziaja kokosowa terapia rąk i zmysłów oraz Joanna Sweet Fantasy wanilia


Są to moje kremy na dzień, ale każdy i tak ma bardziej wyszczególnione obowiązki. ;-))

Ziaja jest kremem torebkowym. Zawsze mam ją przy sobie, jest idealna właśnie jako krem do torebki. Przede wszystkim wchłania się błyskawicznie - czasem nawet w tramwaju potrafiłam jej używać. Ma śliczny słodki kokosowy zapach, który uwielbiam. Konsystencja jest lekka, nawilżenie nie jest powalające, ale wystarczające w takich właśnie codziennych sytuacjach, kiedy stwierdzamy, że tu i teraz musimy posmarować czymś dłonie. Nie zostawia żadnych tłustych 'filmów'.

Joanna za to jest moim kremem 'przylaptopowym'. Również wchłania się szybko i nie zostawia tłustej powłoczki na rękach, stąd bez problemu można chwilę po jej nałożeniu pisać na klawiaturze bez obawy o zabrudzenie. Na pewno nawilża bardziej niż Ziaja i ma gęstszą konsystencję, ale jest też mniej wydajna. Zapach przecudny, słodki, waniliowy. W tej serii występują jeszcze dwa inne - czekolada i kokos, jednak ja ich jeszcze nie miałam.

W obu przypadkach na plus opakowanie, a konkretnie zamknięcie - na 'klapkę'. Nic nie trzeba zakręcać, co mnie mocno denerwuje w Garnierze jak mam ręce wysmarowane kremem. 

Oba kremy na pewno nie spisałyby się jako główne nawilżacze rąk, są jednak za lekkie, ale jako torebkowo-laptopowa pielęgnacja i chwilowa ulga dla dłoni, sprawdzają się idealnie w moim przypadku.

To jak na razie mój stały zestaw jeśli chodzi o kremy do rąk. :) Całą trójkę z czystym sumieniem polecam.


Przepraszam za jakość zdjęć, ale robione komórką, aparat jest w chwilowej niedyspozycji...
Continue Reading...

niedziela, 26 grudnia 2010

Lancome Color Focus - recenzja, część 1.


Bardzo lubię te cienie, szczególnie, że w takim zestawie uzupełniają się wzajemnie i są idealne do zrobienia szybkiego dziennego makijażu. :)

klik, aby powiększyć

Miałam dość bałaganu w cieniach pojedynczych, więc między innymi właśnie moje Lancome przełożyłam do pustej Inglotowej paletki. Stąd tak to wygląda, średnio. ;) Za to porządek w końcu jest.
Dzisiaj tylko swatche połowy kolorów (dolny rządek), na drugą aparat odmówił posłuszeństwa, a konkretnie baterie...


Cienie nie są wybitne. To znaczy - są nieźle napigmentowane, miękkie, łatwo się nimi cieniuje, kolory świetne, ale druga strona medalu jest taka, że z trwałością u nich baaardzo słabo, niestety. Co w przypadku cieni za taką cenę, jest dość sporym minusem, nie ukrywajmy. Dlatego nie wchodzi w grę stosowanie ich bez jakiejś bazy, w innym wypadku dwie godziny i po cieniach zostają tylko nikłe wyblakłe ślady.
Co nie zmienia faktu, że i tak je bardzo lubię, ze względu na kolory i to o czym pisałam na początku.

Color Focus 247 Heavenly Vanilla
 Ładny kremowy odcień, raczej matowy.

Color Focus 248 Sand Beige
Idealny jako cień bazowy, naturalny beżyk. Matowy.

Color Focus 251 Un the au Sahara
 Perłowy brąz.

Color Focus 217 L'ete Indien
Taka śliwka w sumie, z różowymi podtonami. ;-P Cudna. Perłowa.

Polecać ich bardzo jednak nie będę, są różne inne lepsze, (np) pojedyncze NYXy tańsze kilkanaście razy, a z jakością u nich o wiele lepiej.

Nie wiem czy cienie nadal są dostępne w regularnej sprzedaży.

Zdjęcia jak zwykle robione w świetle dziennym, cienie nakładane bez bazy.
Continue Reading...

Zmiany, zmiany


Ktoś, kto zaglądał na mojego bloga w ciągu ostatnich paru godzin mógł się lekko zdziwić, za co bardzo przepraszam. :)
Został on wyłączony, bo pracowałam nad kilkoma zmianami na stronie, mam nadzieję, że wyszło ogółem na lepsze. Teraz wracamy, z nowym wyglądem i pomysłami.

Pozdrawiam!
Continue Reading...

piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt! :)



Życzę Wam spełnienia marzeń, zdrowia i szczęścia, pieniędzy na spełnianie wszystkich swych kosmetycznych zachcianek, dużo radości i ciepła, jak i wymarzonych prezentów pod choinką. Wesołych Świąt! :)
Continue Reading...

środa, 22 grudnia 2010

Sobotnie zakupy


To chyba jakieś żarty... Kolejny raz usunęła mi się cała lista blogów! Świetne mi prezenty robi blogger na Święta...

Dzisiaj przedstawiam sobotnie zakupy, zrobione przy okazji tych przedświąteczno-prezentowych. ;-)

kliknij na zdjęcie, żeby powiększyć
  •  Peeling cukrowy DAX Perfecta
  • 3 x mydełka z Rossmanna
  • Gąbeczka do twarzy z Rossmanna
  • Paseczkowy różo-brązer Into the Wild Essence
  • Cień Star Dust My Secret w odcieniu zielonym
  • Podkład Bourjois Bio-Detox no 52
  • Nabłyszczacz do włosów Provit
  • Żel pod prysznic Nivea Lemon&Oil
  • Próbki podkładu Double Wear Estee Lauder
  • Kominek & olejek waniliowo-czekoladowy
Znalazłam kolejną ciekawą rzecz - mydełka naturalne (i te nie całkiem ;)). Ciągle się przejawia ten temat na różnych zagranicznych blogach i mnie to mocno zainteresowało. Zaczęłam od polecanych mydełek z Rossmanna, bo łatwo kupić. Inne, już bardziej naturalne, zamówię w Internecie. 

Z brązerem Into the Wild wiąże się taka ciekawostka, że to jest stara kolekcja limitowana Essence. Po niej zdążyło się już pojawić Return to Paradise (w Naturach) i Mettalics (w Douglasach). A ja wchodzę do Drogerii Natura i niespodzianka - nowy stand z ItW. Cóż, chyba nigdy nie zrozumiem polityki Natury wobec limitowanek Essence.

Na kominek się skusiłam z powodu nastroju, hehe. ;-) Mamy w Poznaniu 'Betlejem Poznańskie' - na Starym Rynku przez parę tygodni odbywa się targ/jarmark świąteczny, jakieś koncerty, konkurs rzeźb lodowych... A że moja droga powrotna do domu przebiegała przez te miejsce, to sobie zaczęłam oglądać co tam ciekawego mają. I jak zobaczyłam olejek o zapachu waniliowo-czekoladowym to nie mogłam się powstrzymać... ;D I już mogę powiedzieć, że pachną cudownie i ten zakup to był strzał w dziesiątkę, zdecydowanie.
Continue Reading...

wtorek, 21 grudnia 2010

Missha Super Aqua Oxygen Micro Essence Peeling - recenzja


Jak już jesteśmy w temacie Misschy i azjatyckich specyfików...

Próbkę tego peelingu dostałam przy zakupie Misschy Perfect Cover. Leżała i leżała, i w końcu wczoraj wieczorem ją wypróbowałam. Wrażenia pozytywne, ale od początku...

Super Aqua Oxygen Micro Essence Peeling - opis producenta
Istotą tego peelingującego żelu zrobionego przy użyciu specjalnej technologii jest produkcja mikro cząsteczki tlenu, które wnikają głęboko w skórę, aby usunąć martwy naskórek bez szorowania i zapewnić dogłębne odżywianie do najgłębszych warstw skóry.

Jak używać?
Peeling nakładamy na suchą skórę i czekamy parę minut. Po tym czasie powinnyśmy zacząć zauważać działanie.


Missha Super Aqua Oxygen Micro Essence Peeling - moja opinia
Peeling jest cudowny, uwielbiam go i chyba skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie.
Konsystencja jest świetna, żelowa, rozprowadza się go na twarzy bardzo gładko i przyjemnie. Nic nie trzemy, nie szorujemy, więc można go używać również przy cerach trądzikowych.

Skóra po użyciu tego peelingu jest piękna, gładka, miękka, świetnie oczyszczona i ładnie nawilżona. Nic mnie nie zapchało. Kosmetyk w 100% spełnia swoje zadanie, aż nadto bym powiedziała. Zdecydowanie warto się skusić, choćby na próbkę (starcza na 2x) i przekonać o działaniu peelingu. :) Bardzo polecam.

Cena: ok 23$ na ebayu.
Continue Reading...

poniedziałek, 20 grudnia 2010

BB Cream Misscha Perfect Cover #21 - recenzja



 W komentarzach do poprzedniego wpisu pojawiły się pytania o BB Cream Misschę Perfect Cover, postanowiłam dzisiaj go zrecenzować.

Nastał szał na te kremo-podkłady, więc i ja oczywiście musiałam się skusić na zamówienie. Kupiłam opakowanie z zawartością 20ml, w sam raz na początek. Padło na Misschę Perfect Cover #21, ponieważ słynie z dobrego krycia, a tego mi najbardziej trzeba.

Czym jest BB Cream?
Jest to jeden z najbardziej pożądanych produktów na azjatyckim rynku. ;-) Ideę Blemish Balm Cream'u zapoczątkowali Niemcy - były one zalecane osobom po operacjach plastycznych, miały przyśpieszać gojenie się ran. Pomysł przemycili do siebie Azjaci i nastał wielki boom na te specyfiki. Dlaczego? Ano dlatego, że kremy te dają naturalne wykończenie, bez efektu maski. Nie są ciężkie, skóra oddycha. Do tego jeszcze te (niby;)) właściwości pielęgnacyjne... To to, co Azjatki lubią najbardziej (podobno).
Aktualnie firm produkujących BB Cream'y jest mnóstwo. Każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczynając od konkretnych właściwości pielęgnacyjnych (nawilżające, przeciwzmarszczkowe, etc), kończąc na stopniu krycia czy formie wykończenia.

Misscha Perfect Cover - opis producenta
The M Perfect Cover BB Cream gives an even and natural-looking coverage with the soothing, moisturising properties of a cream. It is suitable for all skin types including acne-prone skin, and can be used as a makeup base or foundation.

Whitening + Anti-Wrinkle + UV Protection (SPF 42 PA+++)

W wolnym tłumaczeniu:
Misscha Perfect Cover zapewnie naturalnie wyglądające krycie z kojącymi, nawilżającymi właściwościami kremu. Jest przeznaczona dla wszystkich typów cery, łącznie z trądzikowymi, i może być używana jako baza pod makijaż lub po prostu podkład.

Wybielająca + Przeciwzmarszczkowa + Przeciwsłoneczna (SPF 42)

Misscha Perfect Cover - moja opinia
Jest to mój pierwszy i jak na razie jedyny BB Cream, więc nie mam odniesienia do innych. Wybrałam Perfect Cover ze względu na krycie, którego potrzebuję, zresztą ten konkretny produkt jest chyba najpopularniejszym jeśli chodzi o Blemish Balm'y.

Misscha przybyła w tekturowym pudełeczku, bordowo-srebrnym. Sama zapakowana jest w zgrabną tubkę, utrzymaną w tej samej kolorystyce co pudełko. Opakowanie na plus.
Dostępne pojemności to 20ml i 50ml.


Jeśli chodzi o samo działanie... Zaznaczę od razu, że nie wierzę w żadne pielęgnujące właściwości BB Creamów. Kupiłam je z myślą o używaniu po prostu jako podkładu, który zapewni mi ładne krycie przy lekkiej formule, która da żyć mojej skórze. I zarazem nie zapcha. ;)
I Misscha poradziła sobie bardzo ładnie. Krycie oczywiście nie jest totalne, ale nie trafiłam nawet nigdy na typowy drogeryjny podkład, który by takie dawał. Mniejsze niedoskonałości i przebarwienia ten BB Cream kryje świetnie, tak jak i wyrównuje koloryt cery. Do tego korektor i mamy twarz idealną. ;-)
Krem rozprowadza się gładko, nie tworzy maski, efekt jest naturalny. Spełniają się obietnice producenta.
 
Wykończenie niestety nie jest matowe, jest satynowe.
Misscha mi nie zepsuła cery, tj nie zapchała, nie wyskoczyły mi po niej brzydkie niespodzianki, czego się obawiałam. Wręcz przeciwnie, widziałam, że nie mam maski na twarzy, że skóra oddycha i świetnie to na nią działa. Z drugiej strony, tak jak się spodziewałam, żadnych większych właściwości pielęgnacyjnych nie odnotowałam.

Trwałość na początku była dobra, spokojnie PC wytrzymywał cały dzień na twarzy (choć świecenie występowało po ok 2-3h). Jednak po jakiś dwóch tygodniach używania zaczął mi robić masakrę na twarzy, potrafił zniknąć po 2. godzinach całkowicie. Zaznaczę jednak, że ogólnie pogorszył mi się wtedy stan cery, i to mogło być w dużej mierze przyczyną. Dlatego nie obwiniam Misschy, jednak odstawiłam ją na czas jakiś.
Drugim powodem odstawienia był kolor. Mój to nr 21 (do wyboru są tylko trzy odcienie - 13, 21 i 23). Niestety mocno wpadający w różowe tony, co mi niezbyt pasuje. Gdyby był w tej samej tonacji, jednak bardziej żółty... Byłoby idealnie.



Na pewno Misscha Perfect Cover zapewniła mi miły wstęp w świat BB Cream'ów i chętnie zapoznam się bliżej z innymi. Ale to już po Nowym Roku. ;)

Cena: ok 10$ za 20ml i 15$ za 50ml, dostępne na Ebayu.

1) Zdjęcia robione w świetle dziennym. Po kliknięciu na ikonki, otworzą się nowe okna z fotkami w większym rozmiarze.

2) Buu, zniknęła mi cała lista blogów, do których zaglądam. Nie mam pojęcia czemu. Wczoraj wieczorem wszysko było w porządku, dzisiaj rano chciałam zajrzeć sprawdzić co u Was nowego, a tu niespodzianka - pusto. Nie lubię bloggera. ;/ Zaraz zabieram się za ponowne uzupełnianie, choć niestety łatwo nie będzie, szczególnie z zagranicznymi blogami. :(
Continue Reading...

niedziela, 19 grudnia 2010

Zakupy: kolorówka :)


Zakupy z grudnia (jednak bez tych z ostatnich dni) oraz parę jeszcze z listopada. 


Lakiery do paznokci, od lewej:
  • Lovely Color Mania nr 7
  • Wibo Express Growth nr 241
  • Astor Quick'n go! nr 315
  • Miss Sporty Clubing Colours nr 313
  • Sensique Trendy Nails nr 137
  • Delikatny fluid intensywnie kryjący Pharmaceris #01
  • Transparetny puder sypki MySecret
  • Podkład Ideal Cover Make Up Kobo Professional #402
  • Pomadka Wibo nr 11
  • Pomadka Sensique nr 303

W listopadzie dotarł do mnie w końcu BB Cream Misscha Perfect Cover #21 oraz matowa paletka 88. cieni :) A już myślałam, że się nie doczekam...


Continue Reading...

piątek, 17 grudnia 2010

Regenerujący krem do rąk, Garnier - recenzja



Uwielbiam ten krem do rąk, jest zawsze moją niezawodną deską ratunku w przypadku wysuszonych dłoni. Szczególnie porą zimową niezastąpiony.

Produkt jest w czerwono-białej tubce z nakrętką. Zawartość spora, bo 100ml. Krem ma dość gęstą konsystencję, jest koloru różowego. Piekielnie wydajny, mój mam od wakacji, a jeszcze zostało go z 1/4 opakowania - używany czasem nawet i parę razy dziennie (choć czasem też i przez parę dni dni wcale, przyznaję). Minusa daję za zapach, ja za takimi nie przepadam, taki typowo kremowy, ostry. Może drażnić przy dłuższym i częstszym użyciu.


Różową zawartość rozprowadza się na dłoniach bezproblemowo, z wchłanianiem jednak nie jest już tak kolorowo. Choć to też zależy, jak nałoży się minimalną ilość to po chwili można już ze spokojem używać rąk, nie obawiając się o umazanie wszystkiego kremem. Jednak ja lubię nakładać większe ilości, wtedy wchłanianie zajmuje więcej czasu i już na przykład pisanie na laptopie odpada. Stąd najczęście używam Garniera na noc, a do torebki i komputera mam przygotowane inne kremy. Zostawia lekki tłusty 'film' na skórze, ale na tyle delikatny, że w niczym to nie przeszkadza.

Pierwsze efekty czuć od razu po wklepaniu kremu w dłonie. Stają się miękkie i miłe w dotyku. W zimowym okresie, kiedy nasze ręce są szczególnie narażone na wszelkie przesuszenia, stosowanie regularnie tego kosmetyku daje widoczne i długotrwałe nawilżenie. Jak obiecuje producent. :) A kiedy się zapomnę i doprowadzę moje ręce do nieciekawego stanu, przywraca je do porządku w parę dni.

Ja używam go przeważnie w krytycznych momentach lub kiedy takie się zapowiadają. Najczęściej na noc. W dzień lubię sobie umilać życie słodko pachnącymi kosmetykami, w tym i kremami do rąk oczywiście. ;P Szkoda, że jedno nie idzie w parze z drugim... ale cóż zrobić. ;)

Ten krem to już wręcz produkt kultowy w mojej rodzinie, stosują go wszyscy odkąd pamiętam. ;-)) I nic dziwnego, bo jest naprawdę godny uwagi.
Continue Reading...

-20% zniżki na Cherry Culture!


Zniżka obejmuje cały asortyment, również kosmetyki wcześniej już przecenione. Oferta ważna do 20.12.2010. :)


Continue Reading...

czwartek, 16 grudnia 2010

Płyn Duraline, Inglot - recenzja



Kupiłam ten płyn daawno temu, jak na W. był szał na mixing medium. Najbardziej zależało mi na podbijaniu koloru. Trochę poużywałam i odstawiłam w kąt, parę miesięcy temu znów wrócił w me łaski. ;) I używam go praktycznie codziennie.

Co mówi o tym płynie producent?

I zgadza się. Jest w zasadzie uniwersalny, można go używać jako bazę, do robienia eyelinerów z sypkich cieni, czy po prostu do podbijania koloru i sypkich, i tych prasowanych.

Ja używam go przede wszystkim jako bazę, spisuje się w tym nieźle. Nakładam go opuszkami palców na powieki, niewielką ilość, czekam aż wyschnie i nakładam pędzelkami cienie. Ładnie przedłuża ich trwałość, niestety nie mam porównania do typowej bazy np. ArtDeco czy UD. Jednak widzę różnicę kiedy Duraline nie użyję, cienie znikają i blakną o wiele szybciej.
Podbijanie koloru cieni w jego wydaniu jest mistrzowskie. W przypadku tych sypkich użycie jest łatwe, wystarczy pędzelek wcześniej zanurzony w płynie, otoczyć w pigmencie. W przypadku cieni prasowanych jest więcej zabawy, bo mokry pędzelek od Duraline może nam je zniszczyć. Najlepiej dozownikiem sobie nałożyć kroplę płynu na dłoń, na pędzelek nabrać cień prasowany, potem zanurzyć go w przygotowanej kropli i na powieki. :)

Na poniższym zdjęciu po lewej stronie pigment MAC bez płynu, po prawej stronie nałożony na Duraline.


Płynu można używać również do robienia kresek z sypkich cieni. Ja ogólnie mam dwie lewe ręce do robienia kresek, więc i rzadko je można zobaczyć na mych oczach, stąd niewiele mogę powiedzieć o tym jak się płyn sprawuje w tej kwestii. Na pewno trwałość jest świetna, zrobiona nim kreska wytrzymuje na oku bez blaknięcia cały dzień.
Poniżej zdjęcie, po lewej stronie kreska z użyciem Duraline i cienia sypkiego, po prawej sam pigment NYX (bez płynu). Chyba widać różnicę?


Przyznam, że nie wiem, czy używałabym Duraline tak samo regularnie, gdybym miała jakąś bazę pod cienie. Z drugiej strony, wystarcza mi na tyle, że jakoś nie mogę się zebrać do zakupu takowej. Sprawdzi się też na pewno u osób, które mają dużo sypkich cieni i lubią robić kreski. Polecam, nawet jako gadżecik. ;-))

Pojemność 9ml, jednak starcza na bardzo długo, płyn jest wydajny.
Cena bodajże 19zł.

I jeszcze się pochwalę, a co. :P
Zdałam egzamin na prawo jazdy. W poniedziałek, za pierwszym razem.
Continue Reading...

czwartek, 9 grudnia 2010

Brązująca mozaika Sun Club, Essence - recenzja


Pomarańczą roku zostaje...

brązująca mozaika Sun Club Essence!


Ten zaszczytny tytuł (;)) przypadł jej całkowicie zasłużenie. Naprawdę.
Takiego efektu nie dał żaden inny brązer testowany przeze mnie w tym roku.

A teraz na poważnie.
Wybrałam odcień dla blondynek, co według Essence oznacza jaśniejszą karnację. No cóż, ja jestem ciemną szatynką (choć aktualnie trochę się zarudziłam), a jasną cerę i tak mam. Wybryk natury chyba. ;-))
Szukam ciągle i szukam jakiegoś brązera, który stanie się moim ideałem, stąd taki zakup. Niestety, mooocno się przeliczyłam w tym przypadku.

Mozaika jest pomarańczowa, po prostu. W dodatku bardzo miękka, więc trudno nie przedobrzyć przy nakładaniu. Jednak nawet jak się nałoży w ilości minimalnej i ładnie rozetrze, wygląda to brzydko. W sumie jakby miało wyglądać, przy takiej kolorystyce...?


Pomarańcza goni pomarańczę, ot co. Gdyby nie ta tragiczna kolorystyka, mozaika nie byłaby wcale taka najgorsza. Miękka, nie pyli mocno, trwałość bardzo w porządku. Wygląd w pudełeczku również. ;-) Tylko co z tego, jak po nałożeniu jej na twarzy wygląda się... nieładnie, delikatnie mówiąc.

Możliwe, że osoby o ciemniejszej karnacji się z nią zaprzyjaźnią, choć nie wiem, nigdy nie byłam 'ciemna'. :P Ja nie polecam i na pewno więcej nie zakupię. Miałam też ochotę na brązujące paseczki również Sun Club Essence, ale jednak mam spore obawy, że efekt będzie bardzo podobny, więc wolę więcej nie ryzykować. :)

Do kupienia w Drogeriach Natura, w drugiej szafie Essence, cena: ok 12zł bodajże.

I powiem Wam, że ostatnie dni były dość intensywne, ale dzięki temu piszę do Was już z nowego mieszkania. I ze zgrozą spoglądam na pietrzące się kartony i worki, czekające na rozpakowanie. A ja bloguję, zamiast się za to zabrać. ;-)
Continue Reading...

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Zakupy: NYX Cosmetics


Drobne zamówienie kosmetyków NYX z ebay. :)
Mozaika jest moją pierwszą tej firmy, pomadki miałam już wcześniej i bardzo je polubiłam, stąd kolejne kolory. Swatche&recenzje niedługo. :-)


NYX Round Lipstick - 'Summer Love'
NYX Mosaic Blush - 'Peachy'
NYX Round Lipstick - 'Rea'

Continue Reading...

czwartek, 2 grudnia 2010

Juicy tubes, Lancome - recenzja




Jestem błyszczykomaniaczką, uwielbiam produkty do ust. Kiedyś miałam ich kilkadziesiąt, ale poszłam po rozum do głowy (:-p), zrobiłam porządek i zostało mi ok 20-30 sztuk. Na jakiś czas nałożyłam sobie ograniczenie na zakupy tych produktów. ;) A ostatnio zaczęłam baczniej przyglądać się szminkom, które wcześniej jakoś omijałam.

Wracając do tematu...

Błyszczyki Juicy Tubes lubię. Nie - bardzo lubię, ale lubię. Przyznaję jednak, przede wszystkim z powodu zapachu. A jak powszechnie wiadomo, słodkie zapachy to to, co lubię najbardziej i czym łatwo mnie skusić na zakup.


Mam dwie wersję, jedna to: Plump Coconut Sorbet, druga: Banana Ipanema z serii World Tour.
Zapach banana jest cuuuuudny, mogłabym go wąchać i wąchać. Drugi błyszczyk pachnie słodko, ale jest to słodkie bliżej nieokreślone 'coś', zdecydowanie nie kokos. Przynajmniej według mnie. Ale podoba mi się.
Banan ma też ładniejsze opakowanie. I kolor. ;-))

Moim zdaniem błyszczyki te nie są warte swojej ceny.
Są bardzo gęste, na ustach kleją się mocno. Czego nie lubię, a i posklejane do siebie wargi to nie jest miłe uczucie. Za to wielki minus. Jeśli chodzi o trwałość, dość średnia. Nie znikają może w mgnieniu oka, ale na ustach wytrzymują ze 30-60min maksymalnie, o ile nie je się i nie pije. I najlepiej nic nimi nie robi.
Są bardzo wydajne, moje oba mam już długo, a końca nie widać. Napisy się tylko starły. ;)

 po lewej kokos, po prawej banan

Jaki dają efekt? Bardzo podobny. Banan trochę rozjaśnia usta, kokos ma większe drobinki, na ustach bezbarwny. Przyznaję, ładnie wyglądają te błyszczyki na ustach, podoba mi się taki efekt tafli wody.

po lewej banan, po prawej kokos
Zapach, efekt - na plus. Klejące usta i trwałość, zdecydowanie na minus. Stąd w mojej opinii przepłacać jakoś specjalnie nie warto, owszem, pewnie na jakieś jeszcze Juicy tubes'y się skuszę (z powodu zapachu), ale nie są to moje 'must have' błyszczykowe.
Jeśli miałaby oceniać, dałabym 3 na 5 punktów. :)

Do kupienia w perfumeriach, cena ok 100zł.
Continue Reading...